Witajcie. Post dla tych, którzy lubią niebieski i jak się dużo dzieje. Blejtram, który Wam pokazuję dzisiaj jest niewielki bo zaledwie 13 x 18 ale detali na nim mnóstwo. Papierowe tutki, kwiaty mullbery i piórka z masy plastycznej. Żeby było sporo to są mikro kuleczki w różnych rozmiarach a wszystko to okraszone złotą powłoką.
Jakiś czas temu poczyniłam taką oto zwariowaną ramkę. Mocno zmediowaną, z mnóstwem szalonych dekoracji i szybką w tuszach alkoholowych a`la witraż. Nie do końca moje kolory ale miało być jesiennie. I zdaje się, że jest.
Dziś zaległy post, który z całą pewnością Wam się spodoba. Mam Wam do pokazania bowiem bardzo ciekawy mini album, który przy odrobinie sprytu zamienicie w kalendarz (tak jak jego autorka, dzięki której odkryłam te cudeńka) oraz w troszkę większy album na zdjęcia (wiem, że i takie projekty powstały).
Wykonałam dwa albumy- ten z napisami love poszedł pod nóż jako pierwszy i wysnułam dwa wnioski: 1. nie sklejajcie stron, choćby nie wiem jak Was korciło- brzydko się potem składają. 2. Jeśli zapomnicie tak jak ja, obciąć pasek do 11cali, to klapka okładki wyjdzie nam dłuższa (wówczas bigujemy na 2,5 cala ostatnią część)
Drugi to już stricte poskładany album, tak jak stoi narysowane we wspomnianym kursie. Kurs obrazkowy znajdziecie w linku, natomiast ode mnie filmik. (W filmie podałam wymiar 2, 5 cala jako 7 cm. Jest to błąd gdyż chodzi o 2 3/4 cala. Serdecznie przepraszam, ale zauważyłam swój błąd już po zredagowaniu filmu)
Zaczynami od kawałka papieru o wymiarach 11x 8 1/2 cala (ok 27,9x 21,6 cm), który na dłuższym boku bigujemy na 3, 6 i 9 cala (7,6 15,2, 22,9 cm). Tniemy go na 3 części na krótszym boku co 2 3/4 cala (7cm). Okładka to pasek 11 x 2 3/4 cala zbigowany na 3 i 3 1/2 cala (7,6 oraz 8,9 cm. Złożony na 3 1/2 cala i ponownie zbigowany 3 i 3 1/2 cala. Ostatni kawałek bigujemy na połowę.
Wreszcie przysiadłam i poczyniłam layout dla MMW. Okazało się że w przydasiach mam zapomnianą genialną serduszkową maskę, którą dostałam w prezencie od Karolci i cudne papiery. Kochana moja nawet nie przypuszcza jak ja się ucieszyłam gdy ja zobaczyłam w przydasiach idealnie bowiem nadawała się do mojego projektu. Do tego fajna geometryczna tekturka z Essów- floresów. Wyszło cukierkowo i banalnie- ale co tam.
Gdy nie mam zbyt wiele sił i czasu na mediowanie wykonuje tagi. Mała forma a bardzo mnie cieszy, gdyż przyjmuje mnóstwo mediów, kwiatków i innych dodatków (och, nie czuję jak rymuję...). ;p
Z reguły tag to pozostałe opakowanie tekturowe- tutaj po klockach lego mojego dziecka. Jak dziecko drzemało- nałożyłam podstawowe warstwy mediów a potem ,gdy mało wychowawcza rodzicielka- czyli ja- włączyła bajkę pierworodnemu na taga spadł deszcz zielonych i złotych farb. Efekt możecie podziwiać poniżej.
Ostatnie dni upływają mi pod znakiem istnego pudełkowego szaleństwa. Postarzam, koloruję, maltretuję i te malutkie i te trochę większe. Dzisiejsze to stare puzderko z reliefami. Szkaradna taśmowa politura nie sprawiała mi wizualnej przyjemności, dlatego też postanowiłam się nad nią popastwić. Wykorzystałam kilka trików jakich nauczyłam się podczas mojej przygody z decoupagem i jak szalona pędzlowałam tu i tam. Następnie ze zwykłej chińskiej blaszki wykonałam coś na kształt zamka a stary rzemień zmieniłam w metalowy drut.
Wszystko to na nowe essowe wyzwanie do udziału w którym serdecznie Was zapraszam.
A gdyby naszła Was ochota na posiadanie takiego pudełeczka, śmiało możecie pisać ;) Pomaltretuję coś i dla Was.
Wiecie jak to u mnie jest. Dziecko zachoruje a ja mam tyły na pół roku. I tym razem tak było tylko tyły były znaaaacznie dłuższe.Wstyd! Ale wreszcie się zmobilizowałam i wykonałam pudełeczko, które pojechało w daleką podróż do Karolci. Że Mikołaj i te sprawy to mi wyszło z lekka świątecznie, ale z iście wiosennym zacięciem. Co i jak możecie doczytać tutaj, nie będę bowiem dublować informacji. Pudełeczko sobie oglądnijcie i dajcie znać czy się podoba takie z lekka niebanalne.